Wiele się u mnie w ciągu ostatnich tygodni działo. Rozpoczęłam długo obmyślany remont pokoju, zwanego salonem, a pełniącego funkcję rodzicielskiej sypialni, pokoju wypoczynkowego, a także jadalni i pracowni robótkowej;) Na szczęście widać już koniec tego przedsięwzięcia.
Udałam się też wraz z Mężem na powtórne Camino de Santiago. Tym razem szlismy tylko po hiszpańskiej ziemi, przemierzając 320 km z Oviedo do Santiago. Tegoroczna droga była dużo trudniejsza i bardziej wymagająca, gdyż jej znaczna część wiodła przez Góry Kantabryjskie. Za to obfitowała w przepiękne widoki i kontakt z dziewiczą przyrodą. Będę miała co opowiadać i pokazywać conajmniej do zimy;)
A dziś zacznę trochę przekornie, prawie od końca i pokażę Wam koniec świata.
W związku z tym, że nasze Camino przeszlismy szybciej niż poczatkowo zakładaliśmy, to wygospodarowany dzień postanowiliśmy przeznaczyć na wycieczkę właśnie na koniec świata.
To niewielki przylądek w północno - zachodniej Hiszpanii, o nazwie Finisterra, który w średniowieczu uważany był za "koniec ziemi". I choć dziś wiadomo, że Finisterra nie jest końcem świata, ani nawet Europy, to tradycja odwiedzania tego miejsca jest wciąż żywa i ważna, szczególnie dla pielgrzymów.
Miejsce to przywitało nas gęstą mgłą, a potem mżawką. Już się przyzwyczailiśmy, że pogoda w północnej Hiszpanii jest zmienna i dynamiczna i po bezchmurnym, słonecznym dniu przychodzi pochmurny i wilgotny. Niektórzy turysci byli zawiedzeni taka aurą. Dla mnie sprawiła ona, że to miejsce jawiło się jeszcze bardziej tajemniczo i magicznie, jak na koniec świata przystało;)
Oto wypatrywany i wyczekiwany słupek z oznaczeniem 0,00 km - kres podróży wielu pielgrzymów, udających się tu w dalszą drogę po przybyciu do Santiago:
Latarnia morska spowita mgłą:
I miejsce nad samym brzegiem Oceanu Atlantyckiego, gdzie średniowieczni pielgrzymi, docierając do kresu swej podróży palili ubrania i kapali się w oceanie, na znak oczyszczenia. Zwyczaj ten kultywowany jest do dziś:
Niektórzy zostawiaja ubranie, buty na skałach:
A tu but - pomnik, zaświadczający i przypominający o tej wielowiekowej tradycji:
Przepiękne skalne wybrzeże, a pod nim ocean, który słyszeliśmy i czuliśmy, ale nie widzieliśmy ponieważ otulała go gęsta mgła:
Za to w pobliskim rybackim miasteczku - Fisterra, do woli moglismy patrzeć w jego toń:
Zapraszam na spacer po tym urokliwym miejscu:
Średniowieczną tradycją pielgrzymią było zabranie z Finisterry muszli, jako dowodu, że się tu dotarło i widziało koniec ziemi. Mnie też udało się znaleźć muszlę w tym niezwykłym miejscu:
Oprócz wspomnień, zdjęć i muszelki z końca świata przywiozłam takie oto naparstki:
Życzę udanego niedzielnego wypoczynku:)